7 maja minął rok od zmiany władzy w Legnicy. Jeden z naszych czytelników postanowił podzielić się swoimi przemyśleniami. Jak sam pisze, jego zdaniem miasto dziś bardziej żyje w Internecie niż w rzeczywistości. Czy rzeczywiście tak jest? Trudno ocenić. Dlatego oddajemy mu głos. Publikujemy jego list w całości, w oryginalnej wersji, bez poprawek i skrótów. Bo czasem najlepiej po prostu posłuchać, co mają do powiedzenia sami mieszkańcy.
Minął rok od zmiany władzy w Legnicy. I choć wielu mieszkańców liczyło na nową jakość, trudno oprzeć się wrażeniu, że najwięcej zmieniło się... na Facebooku. Bo tam Legnica naprawdę wygląda świetnie. Problem w tym, że tylko tam.
To pytanie samo się nasuwa: czy o taką zmianę wszystkim chodziło?
Nowa władza – z prezydentem Maciejem Kupajem na czele – zdaje się doskonale rozumieć ducha czasów. Media społecznościowe to ich główne narzędzie działania, a Facebook stał się alternatywnym magistratem. Przekaz jest prosty: napisz dwa, trzy entuzjastyczne zdania, dorzuć zdjęcie z drona lub selfie w terenie, i już – rzeczywistość gotowa do polubienia.
Tyle że to rzeczywistość kreowana. Fałszywa, wygładzona. Idealna. Instagramowa.
Oczywiście – to moje subiektywne spojrzenie. Ale nie bez podstaw. W końcu mówimy o zjawisku dobrze znanym psychologom, socjologom i użytkownikom TikToka. Nazywa się to "zarządzaniem wrażeniem" (impression management), a jego odmianą w XXI wieku jest tzw. "Instagram Reality" – świat, w którym wszystko wygląda lepiej niż jest.
Internet, który dał władzę
Nie da się ukryć, że to właśnie Internet – a ściślej: emocje wylewane w komentarzach – pomógł ekipie Macieja Kupaja wygrać. Jedni powiedzą: hejt. Inni: społeczna potrzeba zmiany. Tak czy inaczej, Facebook miał tu większe znaczenie niż program wyborczy. I to działa nadal.
Prezydent Kupaj, jako przedstawiciel młodego pokolenia, czuje się w social mediach jak ryba w wodzie. Ale to jego zastępczyni, pani Krzeszewska, wyznacza nowe standardy obecności władz w Internecie. Jej aktywność przebija niejednego influencera – szkoda tylko, że na TikToku nie ma opcji budowy kanalizacji deszczowej.
Bo niestety – budując „Legnicę 2.0” online, zapomniano, że offline też istnieje. I ma swoje problemy.
Powódź, której prawie nie było
Najlepszym przykładem tej alternatywnej rzeczywistości była niedawna powódź. Facebook sugerował, że Legnica o mało nie utonęła, ale dzielna ekipa uratowała miasto przed żywiołem. Prawda? Cóż... Woda w Kaczawie faktycznie podniosła się, ale realnych strat było niewiele a żadnej powodzi nie było.
Prawdziwym problemem okazały się nie żywioły, lecz wieloletnie zaniedbania i niesprawne odwodnienia. Ale tego już w relacjach na żywo nie zobaczyliśmy.
Za to zobaczyliśmy pokaz zarządzania kryzysowego w wersji Facebook Live – tak udany, że do dziś kontynuowany. Tyle że już bez wody.
Turyści na majówce? A komu to potrzebne?
Kolejny przykład: majówka i wielkie otwarcie sezonu turystycznego. Z hasłami, że „Legnica powróciła na turystyczną mapę Polski” i innymi PR-owymi ozdobnikami. Brzmi dobrze? To teraz wersja z rzeczywistości.
Niedziela, długi weekend, tysiące Polaków wracających z wyjazdów, może część z nich chce odkryć „zapomnianą Legnicę”. I co? Wszystko zamknięte. Placówki kultury, muzea, punkty informacji turystycznej – cisza i ciemność. Zero informacji, zero otwartości, zero gościnności.
Legnica w rzeczywistości nadal ma turystów gdzieś. Ale za to w Internecie... oj, tam to się dzieje!
Sala Królewska – piękna, ale dla wybranych
Władze chwalą się też współpracą z influencerami. Super pomysł – w końcu Legnica ma potencjał, piękne zakątki, ciekawą historię. Problem w tym, że jeden z zaproszonych vlogerów z zachwytem opowiadał o wspaniałej Sali Królewskiej, zachęcając do jej odwiedzenia.
Tylko że... tej sali nie da się tak po prostu odwiedzić. Dla zwykłego turysty jest po prostu niedostępna. Ale kogo to obchodzi? Ważne, że dobrze wygląda na ekranie smartfona.
Facebookowa bajka
W podsumowaniu roku działalności pani wiceprezydent Krzeszewska nadal przekonuje, że „Legnica odzyskuje turystyczny blask”. Być może – ale na pewno na Facebooku, bo w rzeczywistości wciąż mamy do czynienia z miastem zamkniętym na weekend, zamkniętym dla zwiedzających, ale otwartym na dobre kadry do mediów społecznościowych.
To, co obserwujemy, to nie rozwój – to klasyczna „Instagramowa fasada”. Wizerunek, który nie musi być prawdziwy – wystarczy, że dobrze się klika.
Ale nie wszystko źle
Nie zrozumcie mnie źle – w mijającym roku wydarzyło się również wiele pozytywnych rzeczy. Nowe inicjatywy, świeże spojrzenie na część miejskich tematów, otwartość na dialog – to wszystko należy docenić. I zapewne ekipa „Od Trzech Groszy” przedstawi je w samych superlatywach – do czego ma pełne prawo.
Ja także je dostrzegam i szczerze trzymam kciuki, bo każda władza, niezależnie od barw i stylu, powinna działać z myślą o mieszkańcach.
Ale jednocześnie nie sposób nie zauważyć niepokojącego trendu, który z Legnicy zaczyna przypominać coś szerszego – nową normę w miastach, które więcej czasu poświęcają na poklask w mediach społecznościowych niż na realne rozwiązywanie problemów.
Kiedy promocja wyprzedza treść, a rzeczywistość ustępuje miejsca narracji – wtedy trzeba postawić pytanie: czy jeszcze pokazujemy miasto, czy już tylko opowiadamy o nim bajki?
W Legnicy – jak w wielu miejscach w Polsce – czas na to, by Facebook przestał być ratuszem, a znów stał się tylko narzędziem. Bo prawdziwego miasta nie da się polubić kliknięciem. Trzeba je po prostu mądrze prowadzić i dać się w Nim zakocha jak i ja się zakochałem.
Czwartak11:39, 09.05.2025
Czy został poruszony temat bezwzględnego blokowania, każdego krytykującego wpisy na FB Maćka i pannicy?
w punkt12:19, 09.05.2025
Artykuł w punkt. Brawo dla autora. Jak rozmawiam z ludźmi, to są w stanie otrzeźwiania. Internetowa propaganda przegrywa z realem.
rozbawiony 15:30, 09.05.2025
Oj tak, zdecydowana większość pracowników UM zdecydowanie, łącznie ze mną, się pod tym podpisze.
Logo16:05, 09.05.2025
Święta prawda!
0 0
Demokracja, kąstytucja, wolne sondy. Wolności i swobody obywatelskie w praktyce.