Aptekarzom się nie opłaca dyżurować w nocy i mieszkańcy Legnicy zostają bez dostępu do leków

Mieszkańcy Legnicy zostają bez nocnego dostępu do leków. Nie będzie całodobowej apteki, bo żaden z właścicieli nie chce wziąć tego na siebie. Dlaczego? Bo się nie opłaca. To efekt zmiany przepisów, które znoszą obowiązek pełnienia nocnych dyżurów. Legnica stała się jednym z wielu miast, gdzie chore rozwiązania prawne uderzają w zdrowie i bezpieczeństwo ludzi.

Radna Anna Mokhtari 10 maja apelowała do prezydenta o pilne działania w tej sprawie. „W nagłych sytuacjach ludzie nie mają gdzie kupić leków. Najbliższa apteka w nocy to Lubin” – alarmowała. Prosiła o rozmowy z Dolnośląską Izbą Aptekarską, farmaceutami, szpitalem, wszystkimi możliwymi instytucjami.

Z odpowiedzi zastępczyni prezydenta Aleksandry Krzeszewskiej wynika jednak jasno, że nic z tego. Zmiana ustawy z 1 stycznia 2024 roku zniosła obowiązek wyznaczania nocnych dyżurów w miastach powyżej 40 tysięcy mieszkańców. A wszystkie legnickie apteki choć pytane, odmówiły pełnienia takiej funkcji.

Dlaczego? Odpowiedź jest brutalnie szczera: bo się nie opłaca. Sprzedaż leków na receptę w nocy to około 1 procent dziennego obrotu, a koszt dyżuru to dziś około 2 tys. zł za noc. W skali roku to nawet milion złotych. I mimo że chodzi o zdrowie ludzi, aptekarze mówią "nie".

Na razie jedynym „kompromisem” jest apteka Arnica przy ul. Jaworzyńskiej, czynna codziennie od 8:00 do 22:00, w święta od 10:00 do 18:00. Po tej godzinie muszą szukać leków na przykład w Lubinie.

Prawo miało ułatwiać życie aptekom, ale paradoksalnie utrudniło je pacjentom. I wygląda na to, że na ten chory przepis, póki co, nie ma żadnego lekarstwa.