Zamknij

Grażyna Dynak: Napędza mnie niepohamowana siła

10:46, 11.01.2015
Skomentuj

Grażyna Dynak maluje od dzieciństwa. To jej sposób na wyrażanie uczuć. Mówi, że napędza ją niepohamowana siła. Bez malowania czuje się jak inwalida, albo naładowana bomba zegarowa.

Przez wiele lat pracowała jako plastyk w Wojewódzkim Domu Kultury. Była też dekoratorem, szyła dla siebie i swoich najbliższych, malowała na zamówienie transparenty. Jej miłością i pasją, którą realizuje od dzieciństwa jest malarstwo.

Z Grażyną Dynak rozmawia Lilla Sadowska.

Została pani malarką wbrew woli najbliższych, którzy twierdzili, że artysta to nie zawód.

Mama nie chciała żebym malowała, wręcz zabraniała mi to robić. Twierdziła,że powinnam jak każda kobieta zdobyć praktyczny zawód, czyli według niej powinnam zostać kucharką, krawcową, sprzedawczynią albo fryzjerką. Zwykły, przyziemny zawód. Była zdania, że artyści to ludzie nienormalni a ona nie chciała żeby jej dziecko było nienormalne. (śmiech). Zapisała mnie nawet do Młodzieżowego Domu Kultury bo myślała, że ja się tam rozładuję i w domu nie będę malować. Niestety, pomyliła się bo kiedy nie tam zapisała to rozbudziła we mnie moją pasję i namiętność do malowania. Wracałam do domu i malowałam. Potrafiłam to robić nawet czternaście godzin dziennie.

Jak można czternaście godzin nieprzerwanie malować? To uzależnienie.

To nie uzależnienie tylko nienasycona miłość. Kiedy widzę coś pięknego, czuję zapach, bardzo chcę oddać to coś, ten zapach i w głowie rodzi mi się wizja jak mogłabym to zrobić. Namalowałam wiele zapachów, między innymi zapach bzu. Niestety, moje obraz z bzami nie pachną jeszcze tak jak bym chciała. Wyczarowywanie z kolorów różnych form od zawsze sprawiało mi ogromną przyjemność. Na początku były to formy abstrakcje, ale z biegiem czasu coraz bardziej skłaniałam się do wyrażania swoich odczuć. W latach siedemdziesiątych powstały pierwsze prace olejne. Nie wiedziałam nawet wtedy, że istnieje coś takiego jak olej do rozcieńczania farb. W tamtych latach takie profesjonalne materiały były dostępne tylko dla artystów z legitymacją, a ja niestety takiej legitymacji nie miałam. Jednak bardzo chciałam malować i robiłam to bez względu na warunki, tym co miałam do dyspozycji.

Jednak w dzieciństwie zdarzało się, że pani talent potrafił przysporzyć kłopotów.

Tak, w szkole te moje zdolności nierzadko przysparzały mi problemów.(śmiech). Kiedy nauczyciele mnie bardzo zdenerwowali powstawały pod moimi rekami ich karykatury. Były podobne, każdy mógł siebie poznać więc mama musiała się za mnie tłumaczyć przed nimi.

Malowanie to nie jedyny pani talent. W wieku piętnastu lat zaczęła pani szyć i zarabiać tym samym pierwsze pieniądze.

Tak. To była potrzeba chwili. W tamtych czasach były modne spodnie typu dzwony, czy szwedy. Ale niestety nie były dostępne w sklepach. Można je było sobie zamówić jedynie u krawca, na szczęście na rynku nie brakowało materiałów. Moja babcia szyła a ja ją podglądałam i zaczęłam sama szyć dla siebie. Dzięki temu , że wyglądałam zupełnie inaczej niż moje środowisko, zwrócił na mnie uwagę mój mąż (śmiech). Kiedy sąsiadki dowiedziały się, że sama wyczarowuję sobie stroje, zaczęły mnie prosić żebym szyła także dla nich i zamiast biegać po podwórku, rozrabiać ja szyłam. Za zarobione pieniądze kupowałam oczywiście kredki, farby i malowałam.

Mówią, że w domu malowała pani „na gwoździu”.

Tak.(śmiech), malowałam wszędzie gdzie tylko mogłam, ale takie były czasy. Wyszłam za mąż,urodziłam dziecko, zamieszkaliśmy w maleńkim pokoju, który miał dwanaście metrów kwadratowych. Nie było tam miejsca nie tylko na pracownię, ale nawet na rozstawienie sztalugi. Więc kiedy mąż szedł spać ja wieszałam płótno na specjalnym gwoździ,który był wbity w ścianę i malowałam trzymając płótno jedną ręką, a pędzel drugą, z paletą na kolanach.

Dzisiaj ma pani już swoją pracownię z prawdziwego zdarzenia.

W końcu powiedziałam sobie dość już tej męki na dwunastu metrach. Narodził się pomysł budowy domu tylko z tego powodu, że nie miałam pracowni, a mieszkanie,które nam się należało ze spółdzielni było tak małe, że pracownia by się tam nie zmieściła. Zaczęliśmy budować dom po to żebym miała swój kąt do malowania. W tym czasie sprzedałam wiele obrazów, dzięki temu udał nam się.

Czy mama i najbliżsi w końcu zmienili zdanie i patrzą inaczej na pani miłość do malowania?

Musieli się w końcu poddać. Kiedyś pytali: co ty z tego masz? Dzisiaj wiedzą, że to moje moje emocje, uczucia, że to moje życie.

(LS(lca.pl))

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz


Dodaj komentarz

🙂🤣😐🙄😮🙁😥😭
😠😡🤠👍👎❤️🔥💩 Zamknij

Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu lca.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz

0%