Film w teatrze to raczej rzadkość. Musi stać się coś niezwykłego by do tego doszło, a w Teatrze im. Modrzejewskiej w Legnicy 24 kwietnia odbyła się projekcja filmu „Operacja Dunaj”.
Jedną z głównych ról zagrał niedawno zmarły legnicki aktor Bogdan Grzeszczak. Nie jest to artykuł jemu poświęcony, ale wspomnienie o nim stało się pretekstem do projekcji i rozmów o filmie. Zapowiedź filmu to łamiący się głos Katarzyny Odrowskiej. Widać, że dwa miesiące po odejściu przyjaciela z teatru jest to dla niej trudne. Jeszcze sobie z tym nie poradziła. Emocje są ważne, są tym, co różni nas od sztucznej inteligencji i dobrze, że w takich sytuacjach się pojawiają. Publiczność zareagowała na to brawami. Nie musimy się wstydzić bywalców teatru.
Film sobie odświeżyłem, widziałem go wiele lat temu. Powstał na podstawie scenariusza sztuki o tym samym tytule mającej premierę w 2006 roku. Informacja o premierze była dobrze nagłośniona, kiedy się o niej dowiedziałem zaprosiłem przyjaciół. Jeden z nich, czeski historyk Petr Blažek przypadkiem miał być w tym czasie we Wrocławiu. Zaprosiłem na sztukę Petra, Łukasza Kamińskiego i Tomka Grabińskiego. Po spektaklu Petr był najbardziej rozchwytywany przez media – nic dziwnego, jedyny Czech na premierze. Wesołość Petra wzbudził udawany w sztuce język czeski, którego żaden Czech by nie zrozumiał. Z tego języka śmiał się także Tomek Grabiński – tłumacz języka czeskiego, doceniał bardzo akcent. Aktorzy musieli mocno się napracować by tak wiarygodnie mówić po polsku z czeskim akcentem. Zapamiętałem także czołg. Zbudowany z drewnianych bali rekwizyt kazał naprawdę widzowi wytężyć wyobraźnię, co ma spore plusy. Zmuszał do zanurzenia się w intencjach autorów. Po przedstawieniu przy lampce wina oceniliśmy spektakl jako niezwykle dobry. Tomek Grabiński, „robiący w kulturze” uznał spektakl za jeden z najciekawszych jakie widział i proroczo stwierdził, że to świetny materiał na film.
Po projekcji filmu odbyła się zapowiedziana rozmowa, uczestniczyli w niej reżyser filmu Jacek Głomb oraz autorka scenografii Małgorzata Bulanda. Prowadzenie należało do Katarzyny Odrowskiej. W trakcie tego spotkania dowiedzieliśmy się o motywacjach, jakie powodowały autorami filmu, sztuki. Bez wątpienia udział w napadzie na Czechosłowację należy do jednych z najczarniejszych kart komunistycznej Polski. Nie usprawiedliwia nas to, że byliśmy krajem okupowanym. Ludzie myślący, mający w sercach wolność muszą się źle czuć z tym faktem. Na tym temacie jako historyk znam się dosyć dobrze i mogę wtrącić swoje trzy grosze. W latach siedemdziesiątych, ledwo kilka lat po zdławieniu Praskiej Wiosny polscy dysydenci napisali list do dysydentów z powstałej wtedy Karty 77 przepraszając za udział polskiego wojska. Ważna była odpowiedź ze strony czeskich dysydentów. Napisali, że nigdy nie winili narodu polskiego za tę zbrodnię. Wiedzieli, że Polska jest tak samo zniewolona jak Czechosłowacja. Listy te stały się zaczątkiem przyszłej intensywnej współpracy polskich i czechosłowackich dysydentów. Dziś, po wielu latach zbieramy owoce owych listów. Polska robi się coraz popularniejsza w Czeskiej Republice. Mówi się o nas dużo i dobrze. A Polacy? Kochamy Czechy.
Dysydenci siłą swoich postaw musieli podchodzić do tematu na poważnie. Tego ograniczenia nie mają artyści, dzięki czemu w rozmowie wybrzmiało, że chcieli nieco „odczarować” przekleństwo tego czynu. Wiadomo, że historii nie zmieni epatowanie ekspiacją, ale z pewnością zmusi do refleksji nad swoją historią opowieść niepompatyczna, niekonfesjonałowa – a z szansą na pośmianie się z siebie. Tu mogą pośmiać się z siebie Polacy i Czesi. To rzadka umiejętność w kraju nad Wisłą i niezwykle cenna. W filmie widać zabawne zderzenie dwóch kultur. Bliskich, a jakże odmiennych. Reżyser i cała ekipa filmowa pokazali nam co znaczy czeski humor na polskich deskach i taśmach. Zabawa z przywarami może być pouczająca i nie budzić sprzeciwu. Tak stało się w „Operacji Dunaj”. Z pewnością ważny był udział w filmie czeskich aktorów. Nawiasem mówiąc znakomitych, a nawet legend czeskiego kina jak Jiří Menzel, Bolek Polivka czy Eva Holubová. Rozmawiający na scenie wielokrotnie to podkreślali. Od siebie dodam, że Polivka od lutego 2022 roku jest włączony w pomoc Ukrainie. Współpracuje w tym zakresie z byłym korespondentem w Polsce, aktualnie korespondentem w Ukrainie Martinem Dorazinem – wielkim miłośnikiem Polski.
W pewnym momencie na scenie padło nazwisko człowieka, który wiele pomógł by film powstał. Małgorzata Bulanda mówiła o nim z wielką sympatią, a tym człowiekiem jest Mirosław Jasiński. To były uczestnik opozycji antykomunistycznej, jeden z najważniejszych liderów wrocławskiego podziemia. Lider podziemnej organizacji Solidarność Polsko – Czechosłowacka. Organizator przerzutu nielegalnych wydawnictw, powielaczy do Czechosłowacji. Mało jest miejsca na opowiedzenie o nim. Mirkowi Jasińskiemu Polska i Legnica zawdzięczają wyjście wojsk rosyjskich. To się mogło nie zdarzyć, mało kto o tym wie. Co powiedziała o nim Małgorzata Bulanda? Dzięki niemu mieli kontakty do Czechów i do samego Jiříego Menzla, Mirek bardzo mocno zaangażował się w pomoc. Opowiedziała o nim, że w trakcie Aksamitnej Rewolucji stał na balkonie obok Vacláva Havla. Jako historyk tych czasów dodam – 10 grudnia 1989, Jasiński przyleciał do Pragi z listem od posłów i Lecha Wałęsy. Na lotnisku, mimo że system komunistyczny walił się starano się go nie wpuścić do Czechosłowacji. Dzięki temu, że czekali na niego wysłannicy Havla, Jasiński przeszedł kontrole przewożąc wszystko – łącznie z listem. List został odczytany z balkonu wzbudzając entuzjazm około 200 tysięcznego tłumu.
Rozmowa poszła także w kierunku pracy scenografa, czyli obecnej Małgorzaty Bulandy. Opowiadała o związanych z tym anegdotach. W filmie czeska karczmarka ( Eva Holubová) podaje polskim czołgistom kotlety z ręczników. Śmiech przy tej opowieści co chwilę wybuchał a sama opowiadająca zanosiła się śmiechem wspominając jak ileś razy kręcili scenę z jedzeniem kotletów – ręczników. Inna rzecz to uratowanie fryzur ponad dwustu statystów, których ktoś nadgorliwy chciał ogolić na „wojskowe” z czasów komunizmu dwa centymetry. Natomiast mnie ruszyła mocno opowieść o codziennym niemal ustawianiu scenografii. Było to męczące, praca od czwartej rano do późnego wieczora. Wiem coś o tym, ponieważ zaraz po stanie wojennym w latach osiemdziesiątych jeździłem z teatrem z Wrocławia jako pomocnik. Wyjazdy odbywały się raz w miesiącu, jeździliśmy ze spektaklami na małe wsie. Sztuki były grane w różnych miejscach. Domach kultury, knajpach, stodołach. Brałem udział jako wolontariusz pracując przy montażu i demontażu scenografii. To dało mi wiedzę jakim szacunkiem trzeba darzyć tych, którzy się tym zajmują zawodowo. To ciężka praca, wymagająca niezwykłej kreatywności. Aktorzy w tamtym teatrze grali nawet przy prawie pustej widowni, czasem niemal nikt nie przychodził. Wtedy z kolegami czuliśmy się niezwykle wyróżnieni. Grano niemal tylko dla nas. Dla kilku smarkaczy, którzy siedzieli spoceni po pracy przy scenografii. Było warto. Wspominam ten czas bardzo dobrze. A te imprezy po spektaklu...zazwyczaj był jakiś miły poczęstunek organizowany przez sołtysa. Głodni nie wracaliśmy. Pewnie to z powodu tego doświadczenia cenię niezwykle to, że legnicki teatr nie zamyka się w rynku, a wyszedł ze sceną na Piekary.
Film „Operacja Dunaj” należy do dużych sukcesów legnickiej sceny. Warto o tym pamiętać kiedy zwiedza się bliskiego nam sąsiada – Czechy. Jest czymś szczególnym, że zdławienie Praskiej Wiosny zostało pokazane w polskim filmie w formie tragikomicznej, zaś czeska produkcja „Krzew Gorejący” Agnieszki Holland jest dramatem przenikającym na wskroś. Cóż, jedno i drugie stworzyli Polacy.
Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu lca.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz