Profesor Stanisław Nicieja gościł w Legnickiej Bibliotece Publicznej z trzecim tomem swojej „Kresowej Atlantydy”. Autor pokazał legniczanom Kresy jakich nie znają.
- Moją ideą jest napisać historię 200 miast, które w wyniku Jałty zostały za granicą wschodnią – mówi Stanisław Nicieja. - Zaczynając prace nie zdawałem sobie sprawy, że taka będzie tego recepcja, że znalazłem taki klucz do opowieści, iż można będzie tę książkę czytać od środka, od tyłu, lub zacząć od fotografii. Wiem, że przy dzisiejszej szybkości życia ludzie nie mają czasu czytać grubych książek, więc konstrukcja jest taka jak przy „Rękopisie znalezionym w Saragossie”, który składa się z opowieści, które ktoś komuś opowiada, a tamten komuś innemu. „Kresowa Atlantyda” jest zlepkiem biografii i sag biograficznych.
Jak mówi autor, historię tworzą nie tylko królowie, książęta, władcy, politycy, przywódcy, historię tworzymy wszyscy. Jedni historię swojej rodziny, drudzy swojej wsi, miasteczka, uczelni czy firmy. Dlatego właśnie postanowił pokazać historię kresowych miast poprzez historię sag rodzinnych. Ludzie otworzyli przed nim swoje serca z opowieściami i szuflady z fotografiami. W każdym tomie „Atlantydy” znalazło się dzięki temu około 300 fotografii, których nie ma w żadnym archiwum. A opowieści są tak nieprawdopodobne, że żaden powieściopisarz by ich nie wymyślił.
Trzeci tom, który autor przywiózł do Legnicy, poświęcony jest między innymi Zaleszczykom, miastu, będącemu słynnym kurortem, w którym leczył się Józef Piłsudski i odpoczywała polska bohema.[FOTORELACJA]7385[/FOTORELACJA]
- Tam też były słynne mosty i kiedy Polskę rozbierano w 1939 roku, przeszło przez nie sto tysięcy ludzi uchodząc przed Sowietami i Niemcami – mówi autor.
Kolejne miasto opisane w trzecim tomie to Chodorów, miasto słynące z jednej z najsłynniejszych w Europie cukrowni. Cukier tam produkowany trafiał do najlepszych restauracji Europy w Paryżu, Wiedniu i Londynie. Pszenno buraczane pola dawały jego mieszkańcom bogactwo, stąd przed cukrownią stał jedyny na świecie pomnik buraka cukrowego. Kolejne miasteczko to Kosów, zwany polskim Davos. Miejsce nazwane tak ze względu na temperaturę, miejsce, w którym leczono wówczas gruźlicę. W Kosowie znajdowała się także słynna klinika profesora Tarnawskiego, gdzie leczono się z otyłości. W tomie znalazła się też historia Kałusza, miasta będącego wielkim zagłębiem produkcji nawozów sztucznych. Znajdowała się tam również jedna z największych w Europie ludwisarnia.
- Pokazuję historię tych miast i rodów poprzez opowieści rodzinne i odkrywam tą Atlantydę, która została zatopiona – tłumaczy autor. - Czy Atlantyda naprawdę istniała tego naprawdę nie wiemy. Według mitologii był kontynent, państwo bogate, mądrze rządzone i nagle rozstąpiły się wody i kontynent zniknął. Tak samo stało się z tymi miastami, miasteczkami, wsiami. Część z nich została starta z powierzchni ziemi i nie ma po nich śladu. Banderowcy wypalili je do pnia. Aftanazy napisał dwanaście domów o rezydencjach polskich na Kresach. W większości dziś już ich nie ma, a znajdowały się w nich piękne zbiory, ludzie żyli w szczęściu. Ja te dwory, pałace, które Aftanazy opisał jako historyk sztuki zaludniam ludźmi, którzy do nich wchodzą ze swoim szczęściem, nieszczęściem, pasjami, zbiorami i fascynacjami. Książka jest nasycona anegdotami i opowieściami. Nie piszę o dramatach, pokazuję ludzi szczęśliwych. Pokazuję Kresy szczęśliwe i bogate, bo takie one były.
Profesor Stanisław Nicieja to wielki pasjonat i doskonały retor. Jego opowieści o „Kresowej Atlantydzie” z otwartymi głowami i ogromnym zainteresowaniem wysłuchała pełna sala. Nic w tym dziwnego, historia rodzin wielu mieszkańców miasta zaczęła się właśnie tam.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz