Zamknij

Razem 20 lat temu. Czy także dzisiaj?

21:07, 02.06.2017
Skomentuj

„Być razem. Rozmowy z Janem Pawłem II” to tytuł wystawy, której wernisaż odbył się 2 czerwca, w dwudziestą rocznicę pobytu Ojca Świętego w Legnicy.

Na unikatowej i wyjątkowej wystawie znalazły się prace kilkudziesięciu czołowych polskich medalierów i fotograficzne relacje z pobytu papieża wykonane przez Marię Przystasz, Piotra Krzyżanowskiego, Wojciecha Obremskiego oraz Konstantego Kawardzisa.

-To ewenement, że taka duża grupa znanych artystów zdecydowała się wziąć udział w projekcie opartym na inspiracji papieżem. Zostali zaproszeni żeby tworzyć przyjmując w punkcie wyjścia pozycję rozmówcy z Janem Pawłem II. Ich prace to wejście w dialog o tym, co było dla niego bardzo ważne, o wspólnocie, byciu razem – wyjaśnia Bernard Marek Adamowicz, organizator wystawy.

Artyści odpowiadali swoim oryginalnym sposobem, czyli medalami, które tworzyli. To bardzo osobiste i chwytające za serce wypowiedzi.

- Fakt, że dwadzieścia lat temu byliśmy razem, dokumentują pokazane na wystawie zdjęcia czwórki fotografów, którzy stworzyli relację „malując” obrazem i rejestrując to, co wówczas się działo – mówi Bernard Marek Adamowicz.

– Część fotograficzna wystawy to nie tylko kronika tego co papież robił podczas pobytu w Legnicy. Wybieraliśmy je pod kątem dostrzeżenia bycia razem spowodowanego obecnością papieską. To On zebrał nas wszystkich, ale to myśmy tworzyli jedność. Problem bycia razem jest dla nas bardzo ważny, dzisiaj szczególnie, Warto więc wracając do tego, co było dwadzieścia lat temu i stwierdzając, że bycie razem jest możliwe, zapytać siebie, o co chodzi w byciu razem - dodaje Adamowicz.

Świętowanie rocznicy nie ma jednak sensu, jeśli nie wiemy dlaczego jest ważna. Jeśli nie zadamy sobie pytania, czy nauki św. Jana Pawła II przetrwały w naszej pamięci, czy tylko czcimy ważną osobę dla samej jego pamięci.

Być może dzieła sztuki i fotograficzna relacja pomoże w przypomnieniu sobie nauk papieża i ponownym zrozumieniu ich i wcieleniu w życie. By słowa „być razem” nabrały na nowo sensu.

Wystawę, którą honorowym patronatem objął biskup legnicki Zbigniew Kiernikowski, oglądać można na dworcu PKP. Także to miejsce ma znamienne znaczenie, wszak nauki św. Jana Pawła II wysłuchać nam było dane na lotnisku.[FOTORELACJA]12954[/FOTORELACJA]

(LS(lca.pl))

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(4)

Anonimowy GośćAnonimowy Gość

0 0

"...oglądać można na dworcu PKP. Także to miejsce ma znamienne znaczenie, wszak nauki św. Jana Pawła II wysłuchać nam było dane na lotnisku."

Aha, czyli w/g Sadowskiej, skoro JPII nauki wygłaszał na krakowskich Błoniach, to wystawę można w Krakowie obejrzeć w Nowej Hucie ?
Czyli jak baba z wozu - tam nie ma co jeść
A jak kucharek sześć, tam koniom lżej ?

Oj nie dane było Sadowskiej wysłuchać nauk o logice.

02:00, 04.06.2017
Odpowiedzi:0
Odpowiedz

Anonimowy GośćAnonimowy Gość

0 0

"Razem 20 lat temu. Czy także dzisiaj?"

tak

09:00, 05.06.2017
Odpowiedzi:0
Odpowiedz

Anonimowy GośćAnonimowy Gość

0 0

"Świętowanie rocznicy nie ma jednak sensu, jeśli nie wiemy dlaczego jest ważna. Jeśli nie zadamy sobie pytania, czy nauki św. Jana Pawła II przetrwały w naszej pamięci, czy tylko czcimy ważną osobę dla samej jego pamięci."

Homilia Jana Pawła II
podczas Mszy św. Na Legnickim Polu
Legnica, Legnickie Pole 2.06.1997

(obszerne fragmenty)

Wasza diecezja jest młoda, ale chrześcijaństwo na tych ziemiach ma swoją długą i bogatą tradycję. Pamiętamy, że Legnica to miejsce historyczne — miejsce, na którym książę piastowski Henryk, zwany Pobożnym, syn św. Jadwigi, stawił czoło najeźdźcom ze Wschodu — Tatarom — wstrzymując ich groźny pochód ku Zachodowi. Z tego powodu, choć bitwa została przegrana, wielu historyków uznaje ją za jedną z ważniejszych w dziejach Europy. Ma ona również wyjątkowe znaczenie z punktu widzenia wiary. Trudno określić, jakie motywy przeważały w sercu Henryka — chęć obrony ojczystej ziemi i udręczonego ludu, czy też wola powstrzymania wojsk mahometańskich zagrażających chrześcijaństwu. Wydaje się, że motywy te były nierozłączne. Henryk, oddając życie za powierzony jego władzy lud, równocześnie oddawał je za wiarę Chrystusową. I to był znamienny rys jego pobożności, którą ówczesne pokolenia dostrzegły i zachowały jako przydomek: Henryk Pobożny.

Ta okoliczność historyczna, związana z miejscem naszej dzisiejszej liturgii, usposabia nas do refleksji nad tajemnicą Eucharystii w szczególnej perspektywie — w perspektywie życia społecznego. Słusznie bowiem naucza Sobór, iż skoro «żadna (...) społeczność chrześcijańska nie da się wytworzyć, jeżeli nie ma korzenia i podstawy w sprawowaniu Najświętszej Eucharystii, od niej (...) trzeba zaczynać wszelkie wychowanie do ducha wspólnoty» (Presbyterorum ordinis, 6).

2. Pyta Apostoł: «Czyż nie wiecie, że jesteście świątynią Boga i że Duch Boży mieszka w was?» (por. 1 Kor 3, 16). Te słowa św. Pawła odnoszą się do wspólnoty Kościoła w Koryncie, ale można też odnieść je do wszystkich wspólnot, które rozwijały się w miastach i wioskach na przestrzeni wieków. Czym żyła wspólnota Kościoła? Skąd otrzymywała Ducha Bożego? Dzieje Apostolskie dają świadectwo, iż chrześcijanie od początku trwali na modlitwie, na słuchaniu słowa Bożego i na łamaniu chleba, czyli liturgii eucharystycznej (por. Dz 2, 42). W ten sposób codziennie powracali do wieczernika, do tej chwili, kiedy Chrystus ustanowił Eucharystię. Od tego momentu Eucharystia stała się zaczynem nowej budowy.
Eucharystia stała się źródłem głębokiej więzi między uczniami Chrystusa: budowała «komunię», wspólnotę Jego Ciała Mistycznego. Wspólnota ta miała korzenie w miłości i była przeniknięta miłością. Widzialnym znakiem tej miłości była codzienna troska o każdego pozostającego w potrzebie. Dzielenie eucharystycznego Chleba było dla chrześcijan wezwaniem do tego, by dzielić również chleb codzienny z tymi, którzy go nie mają."
(...)

"3. Bracia i Siostry! Dziś, gdy celebrujemy Eucharystię, i dla nas staje się jasne, że jesteśmy wezwani, by żyć tym samym życiem i tym samym Duchem. Jest wielkim zadaniem naszego pokolenia, wszystkich chrześcijan tego czasu, nieść światło Chrystusa w życie społeczne. Nieść je na «współczesne areopagi», ogromne obszary dzisiejszej cywilizacji i kultury, polityki i ekonomii. Wiara nie może być przeżywana tylko we wnętrzu ludzkiego ducha. Ona musi znajdować swój wyraz zewnętrzny w życiu społecznym. «Kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi. Takie zaś mamy od Niego przykazanie, aby ten, kto miłuje Boga, miłował też i brata swego» (1 J 4, 20-21). To jest wielkie zadanie, jakie staje przed nami, ludźmi wiary.

Wielokrotnie poruszałem kwestie społeczne w przemówieniach, a nade wszystko w encyklikach: Laborem exercens, Sollicitudo rei socialis, Centesimus annus. Trzeba jednakże do tych tematów powracać, dopóki na świecie dzieje się choćby najmniejsza niesprawiedliwość. Inaczej Kościół nie byłby wierny misji, jaką zlecił mu Chrystus — misji sprawiedliwości. Zmieniają się bowiem czasy, zmieniają się okoliczności, wciąż jednak są pośród nas ludzie, którzy potrzebują głosu Kościoła i głosu Papieża, aby zostały wypowiedziane ich troski, ich bóle i niedostatki. Oni nie mogą się zawieść. Oni muszą wiedzieć, że Kościół był z nimi i jest z nimi, i że Papież jest z nimi; że obejmuje sercem i modlitwą każdego, kogo dotyka cierpienie. Dlatego Papież będzie mówił o problemach społecznych, bo tu zawsze chodzi o człowieka — o konkretną osobę.

Mówię o tym także w Polsce, bo wiem, iż potrzeba jej tego orędzia sprawiedliwości. Dziś, w dobie budowania demokratycznego państwa, w dobie dynamicznego rozwoju gospodarczego, ze szczególną wyrazistością odsłaniają się wszystkie braki życia społecznego w naszym kraju. Co dnia przekonujemy się, jak wiele jest osób cierpiących niedostatek, osób i rodzin, szczególnie rodzin wielodzietnych. Wiele jest samotnych matek borykających się z ogromnymi trudnościami w utrzymaniu i wychowaniu własnych dzieci; wielu opuszczonych i pozbawionych środków do życia ludzi w podeszłym wieku. W domach dziecka nie brak tych, którym nie dostaje codziennego chleba i odzienia. Jak nie wspomnieć chorych, którzy z braku środków nie mogą być otoczeni należytą opieką? Na ulicach i placach miast przybywa ludzi bezdomnych. Nie można przemilczeć obecności pośród nas tych wszystkich naszych bliźnich, którzy także należą do tego samego narodu i do tego samego Ciała Chrystusa. Przychodząc do Stołu Pańskiego, aby posilać się Jego Ciałem, nie możemy pozostać obojętni na tych, którym brakuje chleba codziennego. Trzeba o nich mówić, ale trzeba też odpowiadać na ich potrzeby. Jest obowiązkiem zwłaszcza tych, którzy sprawują władzę, tak zarządzać dobrem wspólnym, takie stanowić prawa i tak kierować gospodarką kraju, ażeby te bolesne zjawiska życia społecznego znalazły swoje właściwe rozwiązanie. Jest to naszym wspólnym obowiązkiem, obowiązkiem miłości, nieść pomoc na miarę naszych sił tym, którzy jej oczekują. Mówi Chrystus: «Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili» (Mt 25, 40). «Wszystko, czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, tegoście i Mnie nie uczynili» (Mt 25, 45). Potrzeba więc naszego chrześcijańskiego dzieła, naszej miłości, aby Chrystus obecny w braciach nie cierpiał niedostatku.
Wiele w tym względzie już zrobiono w naszej Ojczyźnie. Wiele uczynił i czyni także Kościół. Do działalności duszpasterskiej Kościoła na stałe weszły już inicjatywy na rzecz ubogich, chorych, bezdomnych — nie tylko w kraju, ale i poza jego granicami. "
(...)

"Mimo tych wysiłków pozostaje jeszcze wciąż wielkie pole do działania. Zachęcam was przeto, bracia i siostry, abyście budzili w sobie wrażliwość na wszelki niedostatek i ofiarnie współdziałali w niesieniu nadziei wszystkim, którym tej nadziei brak. Niech Eucharystia będzie dla was niewyczerpanym źródłem tej właśnie wrażliwości i mocy do jej urzeczywistniania na co dzień.

4. Chciałbym tu zatrzymać się jeszcze przy sprawie ludzkiej pracy. U początków mojego pontyfikatu poświęciłem temu zagadnieniu całą encyklikę Laborem exercens. Dziś, po szesnastu latach od jej wydania, wiele problemów pozostało nadal aktualnych. Wiele z nich w naszym kraju jeszcze bardziej się uwydatniło. Jak nie wspomnieć tych, którzy na skutek reorganizacji przedsiębiorstw i gospodarstw rolnych stanęli wobec dramatu utraty pracy, bezrobocia? Ile osób i całych rodzin popadło z tego powodu w skrajne ubóstwo! Ilu ludzi młodych nie widzi sensu podejmowania nauki, podnoszenia kwalifikacji, studiowania, wobec perspektywy braku zatrudnienia w obranym zawodzie! W encyklice Sollicitudo rei socialis pisałem, iż bezrobocie jest znakiem niedorozwoju społecznego i gospodarczego państw (por. n. 18). Dlatego należy zrobić wszystko, co możliwe, aby temu zjawisku zapobiegać. Praca jest bowiem «dobrem człowieka — dobrem jego człowieczeństwa — przez pracę (...) człowiek nie tylko przekształca przyrodę, dostosowując ją do swoich potrzeb, ale także urzeczywistnia siebie jako człowiek, (...) poniekąd bardziej ’staje się człowiekiem’» (Laborem exercens, 9). Jest jednak również obowiązkiem płynącym z wiary i miłości, aby chrześcijanie, którzy dysponują środkami produkcji, tworzyli miejsca pracy, przyczyniając się w ten sposób do rozwiązania problemu bezrobocia w najbliższym środowisku. Gorąco proszę Boga, aby wszyscy ci, którzy mogą uczciwie zdobywać chleb pracą własnych rąk, mieli ku temu właściwe warunki.

Z sytuacją bezrobocia jest związane takie podejście do pracy, w którym człowiek staje się narzędziem produkcji, zatracając w konsekwencji swą godność osobową. W praktyce zjawisko to przybiera formę wyzysku. Często przejawia się on w takich sposobach zatrudniania, które nie tylko nie gwarantują pracownikowi żadnych praw, ale zniewalają go poczuciem tymczasowości i lękiem przed utratą pracy do tego stopnia, że jest pozbawiony wszelkiej wolności w podejmowaniu decyzji. Wielokrotnie ów wyzysk przejawia się w takim ustalaniu czasu pracy, iż pozbawia się pracownika prawa do odpoczynku i troski o duchowe życie rodziny. Często też wiąże się z niesprawiedliwym wynagrodzeniem, zaniedbaniami w dziedzinie ubezpieczeń i opieki zdrowotnej. Wielokrotnie, szczególnie w przypadku kobiet, jest zaprzeczeniem prawa do szacunku dla osobowej godności.

Praca ludzka nie może być traktowana tylko jako siła potrzebna dla produkcji — tak zwana «siła robocza». Człowiek nie może być widziany jako narzędzie produkcji. Człowiek jest twórcą pracy i jej sprawcą. Trzeba uczynić wszystko, ażeby praca nie straciła swojej właściwej godności. Celem bowiem pracy — każdej pracy — jest sam człowiek. Dzięki niej winien się udoskonalać, pogłębiać swoją osobowość. Nie wolno nam zapominać — i to chcę z całą siłą podkreślić — iż praca jest «dla człowieka», a nie człowiek «dla pracy». Wielkie zadania stawia przed nami Pan Bóg, domagając się od nas świadectwa na polu społecznym. Jako chrześcijanie, jako ludzie wierzący musimy uwrażliwiać nasze sumienia na wszelkiego rodzaju niesprawiedliwość czy formy wyzysku jawnego lub zakamuflowanego.

Zwracam się tu przede wszystkim do tych braci w Chrystusie, którzy zatrudniają innych. Nie dajcie się zwodzić wizji szybkiego zysku, kosztem innych. Strzeżcie się wszelkich pokus wyzysku. W przeciwnym razie każde dzielenie eucharystycznego Chleba stanie się dla was wyrzutem i oskarżeniem. Tych zaś, którzy podejmują jakikolwiek rodzaj pracy, zachęcam: spełniajcie ją odpowiedzialnie, uczciwie i solidnie. Podejmujcie obowiązki w duchu współpracy z Bogiem w dziele stwarzania świata. «Czyńcie sobie ziemię poddaną» (por. Rdz 1, 28). Podejmujcie pracę w poczuciu odpowiedzialności za pomnażanie dobra wspólnego, które ma służyć nie tylko temu pokoleniu, ale wszystkim, którzy w przyszłości zamieszkiwać będą tę ziemię — naszą ojczystą, polską ziemię.

5. «Patrz! Kładę dziś przed tobą życie i szczęście, śmierć i nieszczęście. Ja dziś nakazuję ci miłować Pana, Boga twego, i chodzić Jego drogami, pełniąc Jego polecenia, prawa i nakazy, abyś żył i mnożył się, a Pan, Bóg twój, będzie ci błogosławił» (Pwt 30, 15-16) — te słowa Mojżeszowego testamentu z wielką mocą rozbrzmiewają dziś również w naszej Ojczyźnie. «Wybierajcie więc życie»! (Pwt 30, 19).

Jaką drogą pójdziemy w trzecie tysiąclecie? «Kładę dziś przed tobą życie i szczęście, śmierć i nieszczęście» — mówi prorok. Bracia i siostry, proszę was: «wybierajcie życie»! Ten wybór dokonuje się w sercu, w sumieniu człowieka, ale nie pozostaje on bez wpływu również na życie społeczności — narodu. Każdy człowiek wierzący jest w jakiś sposób odpowiedzialny za kształt życia społecznego. Chrześcijanin żyjący wiarą, żyjący Eucharystią, jest wezwany do budowania przyszłości własnej i swego narodu — przyszłości opartej na mocnych fundamentach Ewangelii. Nie lękajcie się zatem brać odpowiedzialności za życie społeczne w naszej Ojczyźnie. To jest wielkie zadanie, jakie stoi przed człowiekiem: pójść odważnie do świata; kłaść podwaliny pod przyszłość, by była ona czasem poszanowania człowieka, by była otwarta na Dobrą Nowinę! Czyńcie to w jednomyślności, która wyrasta z miłości do człowieka oraz z umiłowania Ojczyzny.
U schyłku tego stulecia potrzeba «wielkiego czynu i wielkiego dzieła», o którym pisał kiedyś Stanisław Wyspiański (Przy wielkim czynie i przy wielkim dziele), aby cywilizację, w której żyjemy, przepoić duchem sprawiedliwości i miłości. Trzeba «wielkiego czynu i wielkiego dzieła», aby współczesna kultura otworzyła się szeroko na świętość, pielęgnowała ludzką godność, uczyła obcowania z pięknem. Budujmy na Ewangelii (...)"

Całość pod:
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP ... 61999.html
http :// mateusz. pl/JPII/witamy/0301.htm
Do ściągnięcia w pdf-ie:
http://diecezja.legnica.pl/download/hom ... wca-1997/#

11:00, 07.06.2017
Odpowiedzi:0
Odpowiedz

Anonimowy GośćAnonimowy Gość

0 0

Fragmenty artykułu "Godność, własność, solidarność. Marzenia o lepszym kapitalizmie" Krzysztofa Mazura na portalu http://jagiellonski24.pl/ Bardzo à propos.
Całość można znaleźć pod linkiem http://jagiellonski24.pl/2017/05/31/god ... italizmie/


(...) Jednym z dogmatów współczesnego kapitalizmu jest założenie, że polityka jest sprawą prywatną i nie ma nic wspólnego z codzienną pracą. W rzeczywistości jest jednak inaczej. Kształt naszej pracy jest ściśle skorelowany nie tylko z działaniem niewidzialnej ręki rynku, ale również z jak najbardziej widzialną ręką państwa. Nawet skrajny libertarianin dostrzega przecież wpływ prawa, sądownictwa czy instytucji publicznych na funkcjonowanie firm. Dlatego myślenie o zmianie warunków pracy musi również uwzględniać szeroko rozumiany aspekt polityczny.

Przeciwko chamskiemu prezesowi
To właśnie było siłą ruchu społecznego „Solidarność”. Utarło się dziś interpretować jego historię wyłącznie w kategoriach politycznych, jako narodowy zryw antykomunistyczny. Od początku jednak „Solidarność” zawdzięczała swój masowy charakter umiejętnemu połączeniu postulatów politycznych, ekonomicznych i godnościowych. Dopiero połączenie tych trzech aspektów zaowocowało ogromną siłę społeczną, gdyż brak wolnych wyborów nie dotykał ludzkiej egzystencji tak mocno jak złe warunki pracy.
Już w trakcie strajku w Stoczni Gdańskiej sprawnym okiem reportażysty dostrzegł to Ryszard Kapuściński. W Notatkach z Wybrzeża opisał zachowanie pięciu kobiet zatrudnionych w miejscowej spółdzielni rzemieślniczej. Dołączyły one do strajku, choć „nie chciały podwy-żek, nie domagały się nowego przedszkola. One zdecydowały się strajkować przeciw swojemu prezesowi, który był chamem. Wszelkie próby nauczenia go grzeczności i szacunku do nich – kobiet i matek – kończyły się fatalnie, kończyły się szykanami i prześladowaniami (...). A one dłużej nie mogą tego znieść. One przecież mają swoją godność”.
Ich postawa została potraktowana z najwyższą powagą przez młodych stoczniowców, gdyż oni również walczyli w imię szacunku w pracy. „Oni też walczyli przeciw rozpanoszeniu biurokracji, przeciw pogardzie, róbcie, a nie gadajcie”. Dlatego jeśli ktoś, pisał ponad trzydzieści pięć lat temu Kapuściński, stara się sprowadzić ruch Wybrzeża do spraw płacowo-bytowych, ten niczego nie rozumie. Naczelnym motywem tych wystąpień było „dążenie do stworzenia nowych stosunków między ludźmi”, zasada „wzajemnego szacunku obowiązująca każdego bez wyjątku, zasada, według której podwładny jest jednocześnie partnerem”. Antykomunizm Solidarności w pierwszej kolejności nie odnosił się zatem do systemu politycznego, ale do wadliwych relacji społeczno-ekonomicznych. Symbolem fatalnych rządów komunistów był nie tyle Pierwszy Sekretarz KC PZPR, ale pochodzący z nadania partyjnego prezes miejscowej spółdzielni rzemieślniczej. To jego chamstwo pchnęło ludzi w kierunku politycznego zaangażowania.

(...)

Chłop pańszczyźniany w korporacji
Współczesne rozczarowanie wolnością można lepiej zrozumieć porównując tamte marzenia pięciu kobiet z obecnym kształtem polskiego kapitalizmu. Bywa, że panujące dziś w wielu firmach stosunki międzyludzkie niewiele bowiem odbiegają od tych opisanych przez Kapuścińskiego. (...)
Co najciekawsze, w modelu folwarku znakomicie odnalazły się globalne centra outsourcoringu. „Praca w nich polega mniej więcej na tym, że setki młodych ludzi, studentów lub świeżo upieczonych magistrów, często znających po kila języków, siedzą w wielkich halach, ze słuchawkami na uszach, przyjmują rozmowy telefoniczne bądź sami dzwonią, sprzedając coś, wyjaśniając, windykując. Mają ściśle limitowany czas – na posiłek, na siku, każda minuta jest im liczona. A między ich stanowiskami pracy przechadzają się kontrolerzy, rodzaj dawnych ekonomów. Pilnują, żeby to siku nie przekroczyło trzech ustanowionych regulaminem minut, żeby na biurku współczesnych chłopów pańszczyźnianych nie było żadnego zdjęcia, maskotki-misiaczka, żeby nie było żadnej książki czy gazety”.
Zderzenie tych dwóch obrazów musi porażać. Okazuje się bowiem, że przy wszystkich ogromnych zmianach, jakie zaszły w naszym kraju w ostatnich trzech dekadach, pewne zasadnicze mechanizmy funkcjonowania w pracy pozostały niezmienne. Nie spełnił się piękny sen pięciu kobiet z lokalnej spółdzielni rzemieślniczej. Choć pewnie dzielnie wzięły na siebie koszty transformacji, odkładały sobie od ust, by zapewnić dobre wykształcenie swoim dzieciom, a następnie ze swoich marnych emerytur dawały wnuczkom pieniądze na korepetycje z języka angielskiego, to tak niewiele się zmieniło. Nie stworzyliśmy opartych na szacunku nowych stosunków międzyludzkich, gdzie podwładny jest jednocześnie partnerem. Czytając książkę Elizabeth Dunn Prywatyzując Polskę można raczej odnieść wrażenie, że kapitalizm lat 90. pogorszył stosunki pracownicze. Wprowadzana wówczas kultura pracy oparta na paradygmacie fordowsko-taylorowskim jeszcze mocniej uprzedmiotowiła pracowników, dzieląc ich na gorszych (pracownik fizyczny) i lepszych (menedżerów).

Przywrócić pracy sens
Tak postawione wyzwanie zmusza nas, byśmy na nowo przemyśleli doświadczenie „Solidarności”. Z jednej strony, jej twórcy mierzyli się z ciągle aktualnymi wyzwaniami w obszarze pracy. Jeśli nawet robili to czasem w dość archaiczny sposób, używając języka rażącego dziś swoim przesadnym idealizmem, to wyrażali w ten sposób niezwykle wartościowe intuicje. Z drugiej strony, ich projekt zakończył się porażką, gdyż nie udało się dotąd w Polsce stworzyć relacji opartych na wzajemnym szacunku w miejscu pracy. Warto zastanowić się, gdzie leżały przyczyny tej porażki.
Do takiej refleksji zachęca zwłaszcza Etyka solidarności Józefa Tischnera. Ten pisany na gorąco traktat filozoficzny sporo miejsca poświęca pracy rozumianej jako „szczególna forma rozmowy człowieka z człowiekiem, służąca podtrzymaniu i rozwojowi ludzkiego życia”. Taka definicja pracy musi budzić nasze zdziwienie, by po chwili refleksji dać się odkryć jako zaskakująco trafna.
(...)

Tischner na konferencji Slush 2016
Pewnie uznalibyśmy tischnerowskie dywagacje za przesadnie abstrakcyjny moralitet, gdyby nie fakt, że z samego serca współczesnego kapitalizmu coraz częściej wydobywają się bardzo podobne głosy. Przykładem może być chociażby wystąpienie Nicka Hanauera sprzed kilku miesięcy, wygłoszone na jednej z najważniejszych konferencji technologicznych Slush 2016. Hanauer, który ogromnego majątku dorobił się m.in. na inwestycji w Amazon, a dziś prowadzi wpływowy fundusz venture capital, stwierdził, że rolą innowatorów nie jest zarabianie pieniędzy, ale rozwiązywanie realnych problemów społecznych. Koncentrowanie się jedynie na zysku jest błędem, gdyż celem innowacji jest zmiana życia milionów ludzi na lepsze i prostsze. Więcej, w jego ocenie nie da się oderwać żadnego działania ekonomicznego od kontekstu moralnego, gdyż zawsze implikuje ono pytanie o to, komu i czemu służymy. Z tej pozycji Hanauer, za prof. Paulem Romerem z New York University , skrytykował współczesną makroekonomię, skupioną wyłącznie na paradygmacie zysku, przez co nie pozwala ona dostrzegać i badać tych dylematów. Posłużył się prostym przykładem. Każdy z nas dostrzega zasadniczą różnicę pomiędzy działaniem powodującym raka a leczeniem tego schorzenia. Tymczasem współczesna makroekonomia nie widzi różnicy pomiędzy firmą tytoniową i farmaceutyczną, o ile generują one taki sam zysk. Dlatego potrzebne nam są kryteria moralne w myśleniu o gospodarce, by umieć uchwycić oczywistą różnicę pomiędzy skutkiem społecznym tych dwóch firm. Niezbędne jest również skorygowanie mechanizmów, które prowadzą do coraz większego rozwarstwienia społecznego.

Hanauer nie jest pewnie świadomy, że to, co wydaje się dziś świeże i odkrywcze w spojrzeniu na świat innowatorów, ponad trzydzieści lat temu dostrzegł katolicki ksiądz, analizując funkcjonowanie gospodarki realnego socjalizmu. Lektura Etyki solidarności mogłaby nie tylko pogłębić jego spojrzenie, ale również stać się skarbnicą wielu plastycznych metafor. Rozważania Tischnera i Hanauera prowadzą bowiem do identycznych wniosków. Przesadna ekonomizacja naszego myślenia o rozwoju prowadzi na manowce. Ekonomia jest nauką społeczną i jako taka musi odwoływać się do aksjologii. Dlatego potrzebujemy nowego paradygmatu makroekonomicznego, który nie pytałby wyłącznie o zysk, ale również o cel nadrzędnych naszej pracy, jakim jest służba w podtrzymaniu i rozwoju ludzkiego życia. Tylko taka perspektywa przywróci adekwatne kryteria oceny sensowności naszej codziennej pracy.

Co jest istotą pracy?

Tak jak Tischner stawia nam pytania o kryteria rozwoju, tak Jan Paweł II w opublikowanej w okresie pierwszej Solidarności encyklice Laborem exercens pokazuje również perspektywę bardziej indywidualną. Główna myśl tej encykliki poświęconej w całości etycznej istocie pracy brzmi, iż pracą jest wszelkie działanie będące odpowiedzią człowieka na wezwanie Boga znajdujące się w Księdze Rodzaju: „Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną”. W tym wezwaniu świat staje się ogromnym polem uprawnym, na którym każdy człowiek jest powołany do wyrażania swoich twórczych zdolności, odzwierciedlając i kontynuując w ten sposób dzieło Stwórcy. Jeszcze mocniej papież podkreśli tę misję w Liście do artystów: „Nie wszyscy są powołani, aby być artystami w ścisłym sensie tego słowa. Jednak według Księgi Rodzaju, zadaniem każdego człowieka jest być twórcą własnego życia: człowiek ma uczynić z niego arcydzieło sztuki”.

Gdybyśmy chcieli wziąć te słowa papieża na poważnie, to cały rodzimy model rozwoju gospodarczego oparty na kulturze folwarku musiałby runąć jak domek z kart. Bazuje on bowiem na zawężeniu naszego myślenia o pracy wyłącznie do kwestii płacy. Papież pokazuje wyraźnie szerszą perspektywę, w której kwestia zaspokajania podstawowych potrzeb materialnych jest wyłącznie jednym z aspektów. Dużo istotniejszy jest rozwój naszego człowieczeństwa. Nie lubimy myśleć w ten sposób o naszej pracy, gdyż kryje się tu niebezpieczeństwo odkrycia całej jałowości wielu czynności sowicie wynagradzanych w postnowoczesnym kapitalizmie. Może okazać się na przykład, że czujemy się dużo bardziej twórczy, wykonując raczej czynności o charakterze non-profit: opiekując się własnymi dziećmi, działając w organizacji społecznej czy grając na trąbce w lokalnej orkiestrze strażackiej. To daje często większą satysfakcję niż wklepywanie faktur w centrum outsorcingowym, windykacja należności czy kontrolowanie swojego zespołu, by osiągał kwartalne wyniki sprzedaży przy okazji pilnując, by na ich biurku nie było żadnego zdjęcia czy maskotki-misiaczka. Jan Paweł II zdaje się na to nie zważać, konfrontując nas z pięcioma kluczowymi pytaniami o etyczną istotę naszej pracy.

1. Czy czujemy się sprawczy w naszej pracy? Skoro zostaliśmy powołani, by być twórcami własnego życia, to kultura naszej pracy eliminująca wszelką sprawczość, z definicji nam to uniemożliwi.

2. Czy ponosimy w pracy osobistą odpowiedzialność za nasze działania? Sprawczość z definicji musi bowiem wiązać się z ryzykiem poniesienia porażki. Odczujemy to w pełni dopiero wówczas, gdy od naszego zaangażowania zależy sukces lub porażka zatrudniającej nas instytucji.

3. Czy wyrażam siebie w pracy? Wykonywane przez nas czynności mogą stać się arcydziełami sztuki dopiero wówczas, gdy możemy nadać im nasz osobisty rys; gdy poprzez wykonywaną przez nas pracę możemy opowiedzieć o tym, kim jesteśmy i co jest dla nas ważne.

4. Czy dzięki pracy stajemy się lepszymi ludźmi? Coraz powszechniejsze jest podkreślanie przez pracowników, że samorozwój ma dla nich równie istotne znaczenie przy wyborze nowego miejsca pracy, co kwestie finansowe. Papież wzmacnia tę intuicję, choć proponuje, by rozwój osobisty pracownika traktować holistycznie. Nie chodzi tylko o opanowanie nowego języka programowania, ale również o rozwój takich osobistych predyspozycji, jak wiara we własne siły, zaufanie do innych ludzi czy po prostu pracowitość. Praca, która niszczy te elementy w człowieku, jest degradująca, nawet jeśli przy okazji pomaga nam lepiej opanować obsługę Excela.

5. Czy swoją pracą zmieniam świat na lepsze? W tym punkcie papież powtarza intuicje wyrażone już przez Tischnera i Hanauera.

Jak widać, papieskie rozważania na temat pracy stanowią niemalże gotową metodologię do prowadzenia badań na temat godności pracy. Rozwijając zaproponowane punkty, można stworzyć kwestionariusz pogłębionych badań kultury organizacji, która powie nam o relacjach panujących w danej firmie dużo więcej, niż wyłącznie analiza rocznego bilansu zysku i strat. Oczywiście razić nas może religijna ornamentyka prowadzonych rozważań, która w sekularyzowanym świecie czyni wywody Jana Pawła II mało inkluzywnymi. Wystarczy jednak porównać antropologiczny kościec tej wizji z najmodniejszymi propozycjami współczesnych teoretyków zarządzania, by i tym razem odkryć jej zaskakującą aktualność.
(...)"

Całość pod podanym wyżej linkiem.

03:00, 07.06.2017
Odpowiedzi:0
Odpowiedz


Dodaj komentarz

🙂🤣😐🙄😮🙁😥😭
😠😡🤠👍👎❤️🔥💩 Zamknij

Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu lca.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz

OSTATNIE KOMENTARZE

0%