Narasta konflikt na Wydziale Politologii Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej. Grupa pracowników dydaktycznych, którzy mogą stracić pracę twierdzi, że władze uczelni chcą się ich pozbyć, bo są niewygodni.
Burza na PWSZ rozpoczęła się od ogłoszenia listy pracowników wydziału politologii, którym władze chcą zmienić umowy o pracę lub je rozwiązać. Na liście jest 17 pracowników. Między innymi ludzie o dużym autorytecie i dorobku naukowym. Naukowcy sugerują, że ich problemy w pracy wynikają z tego, że są w opozycji do władz uczelni, mają inne zdanie i nie kryją krytycznych uwag.

- Oficjalnym powodem redukcji jest mniejsza liczba studentów wydziału. Jednak możemy przypuszczać, że sprawa jest bardziej skomplikowana – powiedział na konferencji prasowej profesor Jerzy Juchnowski.
- Ta szkoła pozbywa się doświadczonych dydaktyków. W ich miejsce zajęcia prowadzą młodzi, niedoświadczeni ludzie. To powoduje, że poziom nauczania jest coraz niższy – dodał profesor Ryszard Herbut.
Lista zarzutów jakie naukowcy stawiają władzom uczelni jest długa. Brak dostępu do dokumentów wydziału, zła atmosfera, nadmierne biurokracja.
- Pracuję w środowisku akademickim od wielu lat, ale jeszcze nigdy nie spotkałem się z taką atmosferą – twierdzi prof. Juchnowski.
Co więcej, jak twierdzą przewidziani do zwolnienia pracownicy na politologii doszło nawet do przepychanek i użycia siły w stosunku do pracownika.

- To co się dzieje to paranoja. Chciałam przeczytać dokument przygotowany na Radę Wydziału, prodziekan zażądał, żebym go natychmiast oddała. Kiedy powiedziałam, że oddam jak przeczytam, ten rzucił się na mnie, wykręcił mi rękę i wyrwał dokument – opowiada doktor Dorota Struska, członek Rady Wydziału.
Świadkami zajścia byli inni członkowie Rady.
- Zaraz po tym zajściu chciałem zgłosić sprawę na Radzie, ale dziekan, profesor Dąbrowski, nie dopuścił mnie do głosu – relacjonuje profesor Juchnowski. .
Sprawa użycia przemocy wobec pracownika PWSZ przez przełożonego trafiła w formie skargi popartej obdukcją lekarską do rektora.
Rzecznik PWSZ Mirosław Szczypiorski jest zdziwiony zarzutami stawianymi przez pracowników politologii. Twierdzi, że redukcje to wynik coraz mniejszego zainteresowania tym kierunkiem.
- Mniejsza liczba studentów musi przełożyć się na mniejszą liczbę pracowników dydaktycznych. A sprawa, kto ma odejść, to wyłączna kompetencja dziekana i Rady Wydziału. Władze wydziału są zupełnie autonomiczne w podejmowaniu decyzji – powiedział Szczypiorski.
Rzecznik PWSZ twierdzi, że zwolnienia nie mają nic wspólnego z jakąkolwiek „opozycyjną” działalnością pracowników, których mają dotknąć.
- Każdy ma prawo do wyrażania swoich poglądów i przedstawienia krytycznych uwag. A atmosferę tworzą ludzie tu zatrudnieni, a nie władze uczelni – dodał.
Sprawy użycia siły wobec pracownicy przez prodziekana nie chce komentować.
- Nie znam tej sprawy. Jeśli skarga na zachowanie prodziekana trafiła do rektora, to ten ją rozpatrzy – mówi rzecznik.
Zdaniem wielu obserwatorów konflikt wokół wydziału politologii to czubek góry lodowej. Pracownicy uczelni mówią o ręcznym zarządzaniu, które jest dobre w szkole średniej, a nie na wyższej uczelni.
- Ta szkoła nie ma żadnych perspektyw – kwituje sytuację w PWSZ profesor Ryszard Herbut.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz