Od ponad miesiąca legnicki Teatr im. Modrzejewskiej pragnie spotkać się z wojewodą Stanisławem Łopatowskim. Wojewoda był w Legnicy, ale nie w teatrze.
Czarne flagi powiewają nad teatrem od 22 maja. Dyrektor Jacek Głomb
jednak, że to nie załatwia sprawy. Podczas poniedziałkowej sesji Rady Miejskiej wygłosił exposé, w którym poprosił m.in., żeby delegacja Rady Miejskiej wraz z prezydentem Legnicy Tadeuszem Krzakowskim pojechała do wojewody i marszałka województwa dolnośląskiego. Po co? "Aby wyjaśnić przyczyny, dla których jesteśmy co roku ogrywani na publiczne środki" - mówił Jacek Głomb. - Co roku wyrównujemy to, co nam zabrano, naszym skromnym legnickim budżetem. Te pieniądze należą się Legnicy jak psu zupa, to nie jest żadna pańska łaska - twierdzi Jacek Głomb.
Teatr wciąż czeka na wojewodę. Jacek Głomb chce rozmawiać o postulatach (wyrównaniu dotacji państwowej przynajmniej do poziomu ubiegłego roku, powołaniu przez wojewodę pełnomocnika ds. kultury i zespołu, który zajmowałby się podziałem dotacji) z wojewodą i pracownikami teatru.
Stanisław Łopatowski co prawda był w Legnicy 1 lipca (występował jako świadek przed Sądem Okręgowym w sprawie niezwiązanej z legnickim teatrem) i spotkał się z prezydentem, ale teatru nie odwiedził.
- Pan wojewoda i pan prezydent rozmawiali o bieżących problemach miasta, nie poruszali tematu teatru - wyjaśnił nam Paweł Czuma, pełniący obowiązki rzecznika prasowego wojewody.
Czy prezydent Legnicy poprze Jacka Głomba? - Pan prezydent uważa artystyczną działalność dyrektora teatru za fenomenalną i znakomicie służącą promocji Legnicy w Polsce i w Europie, ale nie podziela metod, którymi posługuje się w proteście - twierdzi Arkadiusz Rodak, rzecznik prasowy prezydenta Legnicy. - Nie przyłączy się do protestu i nie uszyje transparentu protestacyjnego.
A o czym rozmawiali pan prezydent i pan wojewoda? - O wielu potrzebach miasta - odpowiada Arkadiusz Rodak. - Jeśli będą realne pieniądze, a wnioski instytucji kulturalnych spełniać będą wymogi formalne, to instytucje będą mogły liczyć na pomoc - dodaje.
Tymczasem teatr rozszerzył protest na "kroczący". Pod koniec czerwca gościł z "Hamletem" na poznańskim Międzynarodowym Festiwalu Teatralnym Malta. Widzowie dostawali wówczas ulotki, a dyrektor teatru informował ich, o co chodzi w proteście.
Teatr dostał ostatnio 50 tys. zł z Urzędu Marszałkowskiego (pieniądze są przeznaczone na remonty) i 35 tys. z Ministerstwa Kultury na wyjazd do Moskwy ze spektaklem "Mersi, czyli przypadki Szypowa" według książki Bułata Okudżawy. - Nie brakuje mi pieniędzy na projekty, ale na życie. Jeśli mi odetną prąd, nie będę mógł przeprowadzić remontów - twierdzi dyrektor teatru.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz