- Mamy wrażenie, że urząd przeczy sam sobie - mówią Helena i Leonard Pierardowie, właściciele niewielkiego pola na terenie miasta.
Od ponad dziesięciu lat lubinianie usiłują uporządkować problemy prawne, zwi?
uznali za śmieszne.
Pod folie
66-arową działkę niemal na peryferiach miasta państwo Pierardowie kupili w 1976 roku. Przekwalifikowali się zawodowo i na pasie ziemi o szerokości 30 metrów zaczęli zajmować się ogrodnictwem. Prowadzili działalność do 1990 r. Ziemie przepisali na syna, ale uprawa stanęła.
- Chcieliśmy pozbyć się gruntu, sprzedać pod budownictwo, ale urząd nie pozwolił, bo to było niezgodne z planami zagospodarowania - powiedziała Helena Pierard. - Według planów, na tym terenie przewidziano budowę obiektów sportowych.
Ziemia leżała odłogiem, a gmina naliczała właścicielom podatek od nieruchomości. Nie pomogły podania ani skargi do Samorządowego Kolegium Odwoławczego. Zamiast tego, lubininie dowiedzieli się, że z pierwotnych 66 arów zrobiło się 62. „Wskutek odnowienia operatu ewidencji gruntów przy zachowanych granicach nieruchomości” - jak czytamy w jednym z urzędowych pism.
- Zapłaciłam za 66 arów, podobnie jak czterech wcześniejszych właścicieli, i za tyle płaciłam przez 20 lat podatki - zauważyła rozżalona kobieta, dziś - rencistka z pierwszą grupą inwalidzką.
Nieoczekiwana zmiana wielkości pola okazała się błahostką wobec innych niespodzianek: w księgach wieczystych bowiem grunty Pierardów podzielono na dwie działki.
- Bo tak pasowało, pod tę obwodnicę - stwierdził pan Leonard.
Na drogę
Jedna z wydzielonych działek rzeczywiście ma wielkość terenu, jaki przewidziano pod przyszłą inwestycję. W połowie lat 90. gmina - zupełnie nie przejmując się właścicielami - rozpoczęła już nawet w sąsiedztwie roboty ziemne.
- Wskutek zbrojenia uszkodzono system drenażu na naszym polu - dodaje Leonard Pierard.
Tymczasem rozpoczął się także proces wywłaszczania właścicieli z okolicznych gruntów. Małżonkowie nie zgodzili się oddać skrawka swojego pola.
- Albo całość, albo w ogóle - oznajmili.
Dwa lata temu rzeczoznawca zlecony przez miejską gminę wycenił potrzebny na obwodnicę kawałek na 5000 zł.
- Przecież to kpiny! - skomentowała Helena Pierard, wskazując na pismo z magistratu. I drugie: decyzję o tym, że za swój kawałek ziemi w tym roku mają płacić podatek rolny.
- Nie wiadomo, skąd nagle ta zmiana. Przyszło zawiadomienie, i tyle.
Te przepisy!
W magistracie dowiedzieliśmy się, że podatkowa zmiana - korzystna dla Pierardów - wynika z nowych przepisów. Wcześniejsze nakazywały naliczać podatek od nieruchomości niezależnie od tego, czy grunt to rolny użytek, czy nieużytek.
Wanda Waląg, zastępca naczelnika wydziału geodezji w Urzędzie Miejskim, przyznała, że gmina wciąż jest zainteresowana przejęciem działki od państwa Pierardów.
- Wywłaszczyć ich w tej chwili nie możemy - powiedziała „Słowu”. - Tę drogę zamyka nam fakt, że wcześniejsze sprawy prawne nie zostały zakończone.
Urzędniczka zapewnia, że urząd nie chce - jak podejrzewają nasi rozmówcy - oszukać właścicieli.
- Ale nie możemy odkupić od nich ziemi w cenie 100 zł za metr kwadratowy - stwierdziła. - Proponowaliśmy w zamian za całą nieruchomość oddanie na własność mieszkania komunalnego, proponowaliśmy też inny kawałek ziemi na terenie zabudowanym. Niestety, bez odpowiedzi.
Jak się dowiedzieliśmy, urząd wcale nie upiera się przy tym, by ziemię od Pierardów kupić za 3 zł od metra. Zwłaszcza że i w prywatnym obrocie metr kosztuje w Lubinie ok. 17-20 zł.
Niestety, niewykluczone, że finał negocjacji będzie dla nich jednak niekorzystny: planiści w urzędzie już przebąkują o możliwościach wybudowania obwodnicy w taki sposób, by droga ominęła ich działkę.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz