Mieściła się przy ul. Wrocławskiej, później na Placu Klasztornym. Była kawałkiem historii Legnicy. A także kawałkiem historii życia Janusza Maćka Baranowskiego, syna właścicieli.
Jak zaczyna się dla pana historia Słodkiej Dziurki?
- Rodzina mojego ojca była rodziną cukierników. Mój pradziadek i dziadek prowadzili cukiernie - kawiarnie w Łodzi, Kozienicach i Pionkach. Cała rodzina została podczas wojny wymordowana. Został tylko ojciec, który po wojnie trafił do Legnicy i tak się zaczęła historia Słodkiej Dziurki. Ojciec przyjechał tu jako pierwszy, a później ściągnął moją matkę, którą poznał podczas wojny w więzieniu w Kielcach.
Pierwotnie Słodka Dziurka znajdowała się w innym miejscu, niewiele osób o tym pamięta.
- Tak i jej historia zaczęła się w 1945 r., Wtedy właśnie ojciec przyjechał do Legnicy i przejął lokal na ul. Wrocławskiej i mieszkanie nad nim. Teraz mieści się tam WZ. W tym samym miejscu, w podwórzu znajdowała się też wytwórnia ciastek.
Jak to się stało, że lokal później Słodka Dziurka przeniosła się w inne miejsce?
- W 1956r. pod szyldem upaństwowienia ojcu zabrano lokal przy ul. Wrocławskiej. Procesował się i zamian otrzymał ten na Placu Klasztornym. Od 1956 r. Słodka Dziurka mieściła się właśnie tam. Piekarnia natomiast do końca mieściła się w podwórzu za WZ i stamtąd codziennie dostarczane były wypieki do cukierni. Codziennie nasz pracownik dowoził je na specjalnie przystosowanym wózku. W 1964r. ojciec wyczerpany represjami i trudnościami, zmarł. Prowadzenie cukierni przejęła mama. Cukiernia funkcjonowała do jej śmierci, do roku 1987.
Jakie były losy lokalu po śmierci pana matki?
Obydwaj z bratem mieszkaliśmy za granicą, w związku z tym ustanowiliśmy pełnomocnika, który prowadził lokal dalej. Właściwie zrobiliśmy to tylko z sentymentu. W chwili, kiedy to zaczęło przynosić straty postanowiliśmy zamknąć Słodką Dziurkę. Wpadłem z kolegą na pomysł, że będziemy produkować dżinsy. Zdecydowałem się na otwarcie firmy Americanos. To niestety się nie do końca udało. Dzisiaj lokal podnajmuję kolejnemu właścicielowi, który otworzył w tym miejscu Bar Orientalny.
Wróćmy jednak do czasów, kiedy cukiernia funkcjonowała. Jak pan je wspomina?
- Rodzice trzymali nas z dala od ówczesnych wydarzeń, ale pamiętam, że co miesiąc, może nawet częściej odbywały się kontrole skarbowe, kontrole sanepidu. Bardzo skrupulatnie ważono mąkę, cukier, sprawdzano gramaturę. To wszystko powodowało wielki stres moich rodziców, którego ojciec w końcu nie wytrzymał i zmarł w wieku 56 lat. To wszystko sprawiło, że rodzice od najmłodszych lat zniechęcali mnie i brata do prowadzenia tego typu interesu. Byliśmy trzymani z daleka, ale pamiętam te kontrole. Pamiętam też jak w latach 60 mama pomagała wielu ubogim ludziom, którzy do cukierni przychodzili. Dawała im ciasta, czasem pieniądze. Opiekowała się kilkoma takimi osobami. Pamiętam też, że uczniowie mogli przebywać w Słodkiej Dziurce tylko do godz. 18, choć lokal był czynny do 21. Chodziłem do I LO i Szkoły Ćwiczeń, które mieściły się naprzeciwko naszej cukierni. Lubiłem przyjść do cukierni i zjeść ponczówkę, babeczkę nasączoną syropem rumowo – cytrynowym. Oczywiście z pewnych względów to, że cukiernia mieściła się naprzeciwko mojej szkoły przeszkadzało mi. Rodzice wiedzieli o wszystkim, co się dzieje.
Jako rodzina cukiernicza z tradycjami mieliście na pewno swoje receptury, według których przygotowane były wyroby.
- Tak oczywiście. Ojciec przywiózł ze sobą rodzinne przepisy, wiem, że nasze wyroby były doskonałe. Właściwie można było porównywać je do wyrobów Bliklego w Warszawie.
Dlaczego więc cukiernia z takimi tradycjami przestała istnieć?
- Zlikwidowaliśmy Słodką Dziurkę. Dlaczego? Praca w cukiernictwie zaczyna się od zakupu mąki poprzez wyrób ciasta do jego sprzedania. Na pewno nie byłoby z tym kłopotu, ale koszty zatrudnienia pracowników zaczęły przewyższać zyski. Nastąpił wybuch prywatnej inicjatywy i powstał dość duży rynek cukierniczy.
Nie myślał pan nigdy z bratem o powrocie do kraju i kontynuowaniu tradycji rodzinnych?
- W związku z wszystkimi kłopotami i złymi przejściami, jakie dotykały naszą rodzinę, ojciec zdecydował, że mieliśmy się bratem tylko uczyć, udzielać społecznie i politycznie. Nigdy nie byliśmy dopuszczani na produkcję. W 1972r. wyjechałem z Polski do Szwecji. Tam kontynuowałem naukę i mieszkam tam do dzisiaj, brat również mieszka za granicą i chyba żaden z nas już o tym nie myśli.
Czy jest jeszcze szansa na to, że legniczanie kiedyś jeszcze będą mogli zjeść ciastko w Słodkiej Dziurce? Na pewno macie pilnie strzeżone receptury według których produkowane były wszystkie te wspaniałe ciastka, pączki, rurki z bitą śmietaną czy lody.
- Ani mój brat, ani ja nie braliśmy udziału w prowadzeniu tej cukierni, dlatego w związku z tym wszedł pełnomocnik. Być może jeśli znalazłby się ktoś, kto chciałby poprowadzić lokal moglibyśmy o tym pomyśleć, ale chyba tylko z sentymentu, nie dla zysku. [FOTORELACJA]4740[/FOTORELACJA]
Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu lca.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz