Cztery lata czekali legniczanie na kolejny koncert Czesława Mozila i jego przyjaciół. Niepokorny bard zgromadził w legnickiej Spiżarni sporą grupę swoich fanów.

Polsko – duńska mieszanka eksplodowała na scenie i bawiła legniczan przez około dwie godziny. Mimo krótkiej promocji, o przyjeździe Czesława dowiedzieliśmy się zaledwie w piątek, i nietypowej jak na koncert (poniedziałek) pory, „magnes” Mozila przyciągnął do Spiżarni sporą grupę jego wielbicieli.

- Dziękuję, że chciało wam się tu dzisiaj przyjść żeby nas posłuchać – powiedział muzyk na powitanie. – Mimo, że nie są to dni miasta i za koncert nie zapłacił burmistrz…

Ni to rock, ni to pop, ni to poezja śpiewana w wykonaniu artysty i szóstki jego przyjaciół: saksofonistki Karen, basistki Sosser, perkusisty Troelsa, gitarzysty Hansa, grającego na instrumentach dętych Jakoba i akordeonisty Martina, przeplatany był równie nietypowymi jak rodzaj muzyki komentarzami. W interpretacji Mozila nawet Miłosz okazał się „zjadliwy”[FOTORELACJA]6320[/FOTORELACJA]

- Moja matka jest polonistką i jak pewnie wszystkie polonistki, nie przyznaje się, że nie rozumie Miłosza. My Polacy nie przyznajemy się, że czegoś nie rozumiemy. - Jak szukam bójki, to idę do knajpy i mówię, że mój ojciec lepiej interpretuje Miłosza niż twój. I bójka gotowa – mówił artysta, po czym zaserwował swoją wersję „Do Laury” i „A jednak”.[FOTORELACJA]6321[/FOTORELACJA]

Na koncercie usłyszeliśmy wszystko … wszystko oprócz „Maszynki do świerkania”, na którą wielu czekało. Mimo to chyba nikt, kto spędził poniedziałkowy wieczór z Czesławem i jego przyjaciółmi nie czuł się zawiedziony. Bohater wieczoru okazał klasę i zaświergolił … może jeszcze zaświergoli czasem w Legnicy.