Utwory z własnego repertuaru przeplatane hitami zespołu Dżem zaprezentował przy akompaniamencie fortepianu Tomek „Kowal” Kowalski. „Kowal” nie tylko śpiewał, mówił dużo o sobie i świecie wokół.
Muzyk, który po wypadku porusza się na wózku inwalidzkim, okrzyknięty został ambasadorem niepełnosprawnych. Nie traktuje tego jako odpowiedzialności, a raczej jako zaszczyt.
- Jako, że jestem nieodpowiedzialnym artystą, nie traktuję tego jak jakąś odpowiedzialność – śmieje się Tomek, a poważnie dodaje.
- To nie żaden obowiązek, a zaszczyt raczej, że taki szary człowieczek jak ja nagle stał się postrzegany w ten sposób. Nie wiem za bardzo dlaczego, bo jest wielu twardszych gości ode mnie, którzy jeżdżą na wózku. Czy to charyzma? Ja nie wiem co to jest, ma ją mój ojciec. Mogę mu tylko czyścić buty. Ale cieszę się i staram, a że mam dostęp do mediów i więcej możliwości niż inni, mogę pokazywać ludziom, że takie coś jak mój „dzwon” (wypadek. przyp.red.), nie powinien wpływać na kondychę umysłową. Fizyczna niższa, ale psychiczna dwa razy silniejsza. Trzeba być twardym, iść do przodu i nie poddawać się. Próbuję pokazywać, że można. Kto na wózku śpiewał w egzozkielecie? Nikt na świecie. A ja mam w planie jeszcze ciekawsze numery – dodaje.
Plany są obszerne. Przede wszystkim wydanie płyty, które przeciągnęło się w czasie z powodu choroby. W międzyczasie koncerty, później następne płyty.
- Może wrócę do teatru. Mam też w planie własny spektakl – dodaje „Kowal”. - Może uda się pokazać w filmie moją krzywonosą gębę – żartuje.
Czy mu się uda? Samozaparcie, radość ducha i wielu wspaniałych przyjaciół wokół, to jego recepta.
- Mam fantastycznych kumpli, którzy po wypadku nigdy mnie nie zostawili nawet na pięć sekund. To ważne. Rodzinę też mam wspaniałą, to już internet, a przynajmniej facebook wie. Poza tym muzycy, tacy jak Fred, który ze mną dzisiaj przyjechał, koledzy z zespołu, terapeuta Paweł Stelmaszczyk, menadżerka i wszyscy inni wokół. Jest ich cała rzesza – mówi ze wzruszeniem.
- Na szczęście mam szczęście. Robię swoje i do widzenia. A jak się komuś nie podoba, to jak to mówi mój tata, dwa razy dobrze – konkluduje.
„Kowal” w sercu i w głębi duszy nieustająco czuje się rockmanem, czego dał dowód śpiewając „bez prądu” w „Koperniku”. Jednak dobrany na koncert repertuar pokazał jeszcze jedno, że ta dusza rockmana jest jednocześnie bardzo silna i bardzo romantyczna.[FOTORELACJA]11874[/FOTORELACJA]
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz