Dziś był dla mnie dobry dzień!!! Tak można to powiedzieć w jednym zdaniu. Można się rozpisywać, ale po co? Wystarczy to, że to był dobry dzień – zaczyna swój kolejny olimpijski meldunek Jacek Proć.
Rano strzelałem pojedynek o godzinie dziesiątej więc niestety musiałem wstać na rozruch już o 6:30. Zrobiłem go sam, bo o tej porze jeszcze wszyscy w pokoju smacznie spali. Piotrek wstawał o siódmej a Rafał spał najdłużej z nas, pewnie do dziewiątej, śpioch!!! Strzelał po południu, więc było to zrozumiałe. Wracam do mnie. Standardowa rozgrzewka, trochę biegu, później ćwiczenia poranne i strzelanie z gumy imitującej pracę na łuku. Później szybki prysznic i pędem na stołówkę zjeść śniadanie bo autokar odjeżdżał o 8:15. Na stołówce wcisnąłem w siebie jakąś jajecznicę i płatki z jogurtem. Wcisnąłem to najlepsze słowo do określenia tego.
Ponoć lepiej walczy się na głodnego.
Na tory przyjechałem praktycznie jako pierwszy. Jeszcze był taki fajny spokój i cisza. Rozłożyłem łuki i zrobiłem rozgrzewkę na pięciu metrach. Strzeliłem jakieś dwadzieścia strzał z zamkniętymi oczami aby moje mięśnie przypomniały sobie odpowiednie ruchy. Później parę serii z ośmiu, dziewięciu strzał na siedemdziesiąt metrów i już wzywają na pojedynek.
Pierwszy z Chińczykiem. Wiem że muszę dobrze strzelać bo chcę wygrać i zrehabilitować się za Ateny. Wychodzę bardzo zmotywowany i bojowo nastawiony. Wchodzę na stanowisko i wszystko toczy się w zastraszającym tempie. 10, 10, 10 pierwsza seria za mną. Mam tylko jeden punkt przewagi. Na tym poziomie to nie wiele.
Zaczynam drugą serie jako drugi ( ten z lepszym wynikiem w poprzedniej serii). Słyszę że mój przeciwnik rozpoczyna - 10. Ja oddaje swój strzał, wpada 10. Ogólnie po 6 strzałach jest 59 do 55 dla mnie. Wiem, że nie mogę sobie pozwolić na chwilę rozluźnienia, bo jest dopiero połowa pojedynku. Jeszcze wszystko może się zdarzyć. Nie pamiętam już w której serii to było, ale zerknąłem na zegarek z moim pulsem. Miałem 165 uderzeń serca na minutę, przecież ja tylko stałem i nawet się nie ruszałem. Przy takim tętnie trzeba strzelać, opóźniłem to trochę przez parę oddechów i oddałem strzał. Kolejna dziesiątka. Tak to wszystko szybko trwało że nie wiem kiedy a walka się skończyła.
Od przyjaciela z obsługi, Włocha dowiedziałem się że strzeliłem nowy rekord olimpijski.
Moja euforia nie mogła trwać jednak długo ponieważ zaraz miałem drugą walkę. Moim przeciwnikiem okazał się Kim Sky, Koreańczyk startujący w barwach Australii. W trakcie przerwy Olo, nasz masażysta okładał mnie lodem i zagadywał wszystkich innych rzeczach, byle nie o strzelaniu i kolejnym pojedynku.
Po 20 minutach przyszedł czas pojedynku. Znów strzelam na pierwszej tarczy i zabawa zaczyna się od początku.
Po pierwszej serii przegrywam 29 do 30. Po drugiej dalej jest na korzyść Australijczyka. W trzeciej serii remisujemy przy stanie 85 punktów. Dobry wynik. O wygranej będzie decydować ostatnia seria, trzy strzały. Kim strzelił poprzednią serie słabiej wiec zaczyna, strzała trafia 10.
[FOTORELACJA]805[/FOTORELACJA]
Mój pierwszy strzał troszkę za długo trzymałem naciągnięty i wpadła 8, On odpowiada też 8. Myślę, jeszcze dwie strzały, walczymy do końca.
Kolejna moja strzała trafia też w 8 ale po drugiej stronie tarczy. Czekam na jego odpowiedź, jak trafi 8 remis, jak trafi w żółte moja przygoda się kończy. Naciąga się i trafia w 7. W tym momencie przechodzi mnie tylko jedna myśl. Jeśli trafię 10 wygrywam, jeśli 9 remis. Nie ma innego wyjścia! Naciągam, strzelam. Widzę jak strzała leci w kierunku tarczy., wiem że wpadnie w środek.
Tak, ona trafia w środek! Wygrałem!!! - relacjonuje z Pekinu zawodnik Strzelca Legnica.
Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu lca.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz